Zawody na Uroczysku Karpiowym
Zawody na Uroczysku Karpiowym rozpoczęliśmy w czwartek. Wylosowaliśmy stanowisko nr 11. Po dotarciu na miejsce zaczęliśmy zakładać nasz obóz i przygotowywać się do rozpoczęcia rywalizacji. Wsiadłem w ponton i za pomocą tyczki zbadałem dno na różnych odległościach. Szukaliśmy twardych miejsc, lub z lekkim namułkiem. Okazało się, że głęboki, 30cm muł mamy tylko od brzegu, do odległości około 50 metrów. Później im dalej tym bardziej twardo. Wytypowaliśmy miejscówki na odległości 150, 190 i 225 metrów.
O 14:00 rozpoczęliśmy łowienie. Na początek do wody powędrowały zestawy uzbrojone w kulki Candy, oraz Monster Crab. Całość zasypana kulkami o tym samym smaku, dodatkowo pellet, method mix i booster. Do wieczora złowiliśmy tylko kilka leszczy, ale czuliśmy, że za nimi przyjdą karpie.
W nocy zaczęły się regularne odjazdy i w kołysce lądowały co raz większe karpie. Brania następowały średnio co pół godziny a my co większe ryby umieszczaliśmy w workach karpiowych, gdzie czekały na poranne ważenie. Bartek złowił trzy ładne karpie, powyżej 15kg. Podsumowanie wyników miło nas zaskoczyło, na ten moment mieliśmy prowadzenie. To była pracowita noc. Ze względu na to, że każdy z nas łowił na trzy wędki oraz nasi sąsiedzi siedzieli bardzo blisko nas, musieliśmy pływać po każdą rybę pontonem, aby nie tracić ich w plątaninie żyłek przy brzegu.
Był już piątek, a my nadal nie zmrużyliśmy oka od rozpoczęcia zawodów. W końcu jednak, przed południem padliśmy do łóżek na kilka godzin. Nie dane nam jednak było pospać, bo u Bartka rozpoczął się festiwal brań i kolejne ryby lądowały na brzegu. Niestety wszystkie były w przedziale 12-14,5kg i nic nie zmieniały w naszej wadze całkowitej.
Formuła zawodów , gdzie liczą się trzy największe okazy jest bardzo ciekawa, o wiele bardziej sprawiedliwa, ale po wylądowaniu ryby w podbieraku, raz po raz widzieliśmy, że nasza praca idzie na marne. Wiedzieliśmy, że nie utrzymamy prowadzenia, jeżeli nie dołowimy ryby około 18-20 kg. Bartek cały czas ciężko pracował z piątku na sobotę, a ponieważ u mnie około północy skończyły się brania, złapałem kilka godzin cennego snu.
Sobotę rozpoczęliśmy od zmiany taktyki na moich wędkach. Do tej pory sypałem dość skromnie, co spowodowało odejście ryb z mojej miejscówki. Zacząłem grubo sypać na każdy zestaw, co sprowadziło ryby z powrotem i utrzymało je w łowisku już do niedzieli. Przez cały dzień zanotowałem masę brań i kolejne ryby w okolicach 14kg lądowały w kołysce. Zapadła ostatnia noc. U Bartka nastała cisza, której nie potrafiliśmy sensownie wytłumaczyć. U mnie natomiast raz za razem następowało branie.
Tę noc zakończyliśmy około piątej rano, łowiąc dziesięć karpi. Zdrzemnęliśmy się chwilę, ale obudziła nas nawałnica. Burza, jaka przeszła nad wodą na długo zostanie w naszej pamięci. Jeden z piorunów uderzył naprawdę blisko naszego busa, w którym spaliśmy. Buda aż się zatrzęsła od grzmotu. Taka pogoda nie przeszkadzała jednak karpiom w żerowaniu. Byliśmy jednak bezsilni widząc odjazd na dwóch kijach. Nikt przy zdrowych zmysłach nie podszedł by do wędki w taką burzę i nie próbowałby podnieść jej do góry. Kiedy zawierucha ustała, zaczęliśmy odzyskiwać ryby, a u Bartka pojawił się karp o wadze 15,6kg. Dawało nam to ponad kilogram dołożony do wagi. Moje branie skończyło się splątaniem trzech zestawów i utratą ryby podczas holu z pontonu. Niestety ostatnia ryba nie dała nam nic do klasyfikacji i zmagania zakończyliśmy na piątym miejscu.
Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Włożyliśmy 110% sił w pracę wykonaną nad wodą. Złowiliśmy ponad pół tony ryb, a mimo to zabrakło tej jednej 18+ aby wygrać rywalizację. Przegraliśmy o nieco ponad dwa kilogramy łącznej wagi.
Dziękujemy wszystkim uczestnikom za wspólnie spędzony czas. Szczególne podziękowania dla organizatorów. Dziękujemy naszym sąsiadom ze stanowisk 10 i 12 za wszelką pomoc. Mam nadzieję, że zobaczymy się wszyscy za rok na kolejnej edycji zawodów.